czwartek, 25 października 2007

STAN NIEWAŻKOŚCI



- Czyżbyśmy byli nareszcie sami ? -
szepnął w mikrofon, mrugając okiem.
- Czy mówisz "sami" z tymi gwiazdami ? -
- odpowiedziała. Płynęła bokiem
wzdłuż burty Stacji, co nad Alaską
swą trajektorię nad Ziemią miała...
- Skończyć rozmowy ! Panelę płaską... ! -
Tu też Centrala ucho posiała.

Hen, sto tysięcy mil nad miastami,
gdzie milion kamer naraz patrzyło.
A nawet tutaj nie będą sami !?
Jak mógł jej wyznać cicho swą miłość ?
Łącząc panele baterii Stacji,
zza szyby hełmu znów spojrzał skrycie...
Ach ! Była piękna i pełna gracji !
Skafander nie krył jej należycie !

- Dosyć na dzisiaj ! - (Punkt Dowodzenia,
głos Komandora) - Powrót do śluzy ! -
Kierunki lotu swą dyszą zmieniał,
patrząc na jej lot... Czas mu się dłużył !
Właz się uchylił, wpłynęła gładko,
wdzięcznie skręcając w locie swe ciało.
Śmignęła w śluzie wewnętrzną kładką,
nieledwie piersią o nią zahaczając !
Sam ledwo zdążył ! Zewnętrzna klapa
pchnęła stanowczo bezwładną siłą !
Rzuciła na nią - ciałem swym naparł,
przez chwilę w śluzie się zakłębiło...

Syk pomp już zamilkł ! Powietrze było !
Gdy zsunął hełm swój: - Wybacz ! Nie chciałem...! -
A lico jej się zaczerwieniło -
- Zbyt długo harce te powtarzałeś ! -
Parsknęła śmiechem, palcem wskazała
na wybrzuszenie między nogami.
Ciążenia siła tu była mała -
- tak więc płynęli - ze skafandrami !
Dotknął jej twarzy, gdy blisko była,
ściągnął do swojej, muskając włosy -
- Ja wszystko bym dał... Być z tobą, miła,
gdzieś na polanie...na trawie...bosy... -
Oplotła nagle go ramionami,
usta znalazły drogę do jego...
Błysnął zdziwiony czarnymi oczami
mocą słodyczy - rozum do tego
wstydliwie drzemkę zaczął udawać...
Oni tymczasem w miłosnym szale,
spleceni tym, co mogło napawać,
w takt nieważkości salto mortale
majestatycznie wykonywali...

I zapatrzyły się wielce zdziwione,
na to, co ludzie tu wyprawiali,
gwiazdy, mgławice (białe, czerwone)
przez iluminator, trochę zbyt mały.
A wręcz zdumienie je ogarnęło,
gdy te istoty z siebie zrzucały
powłoki wierzchnie ! I pofrunęło
wszystko, co mieli, w tan spowolniony,
plącząc im ręce, plącząc im nogi
i komplikując ten stan szalony !
Nieodwracalny - z obranej drogi...

Gdy ją uwolnił z kombinezonu,
piersi ożyły tu własnym życiem !
Pragnął rękoma dobyć z nich tonów...
lecz odpłynęły ! Przypuszczał skrycie,
że to fizyka kontrę mu stawia.
Siła ciężkości by się przydała.
- "Do przyciśnięcia" - Komandor mawiał...
lecz... ona znowu doń podpływała !
Objął, przytulił... Teraz nie puści !
Zmyślnie jej kibić zaplótł swą nogą...
- Choć w tych warunkach, w dobrym to guście
pieścić dziewczynę do dołu głową ? -

- Przestań mamrotać - sapnęła szybko
i wpiła usta aby mu przerwać.
Czas się rozciągnął wąziutką nitką
a potem... To była dopiero werwa !
Spleceni dłońmi, które szukały,
nie wiedzieć czego, z tyłu partnera.
Ciała bezwiednie się ocierały...
Obserwowała to cicho Terra,
znów patrząc tęsknie w Księżyca stronę,
który był przecież taki milutki...
Wciąż zagniewana na kosmogonię -
- zrobiła jego takim malutkim !

A tu ? W kapsule do wyjścia w Przestrzeń,
wciąż zawieszeni, w wolnej rotacji,
w zapamiętaniu ważący lekce
co zakazane w Kosmicznej Stacji.
Tu coraz głębiej rozpoznawali,
co było znane już od Big Band-u !
Najmłodszy pyłek na świata skali,
będący teraz bliski obłędu,
gdzie sens już wniknął w czeluść Tartaru,
gdzie pot tęczowym owinął szalem...
gdzie czar przekroczył barierę czaru !...
i... czas opuścił kosmiczną parę...




Brak komentarzy: