niedziela, 25 listopada 2007

NEILASI - POD OBCYMI KSIĘŻYCAMI


Chłonął jej bliskość,
chłonął ją całą,
szatę ognistą
i białe ciało...
Neilasi - imię
swoje podała.
To było w zimie ?
Zorza spadała,
kiedy jej rękę
ujął łagodnie...

Spojrzała z wdziękiem
i niezawodnie
Erato piękniej
by nie zabłysła.
Moc skier lirycznych
wokół wytrysła !
Energetyczny
ekran stworzyła...
Ta galaktyka
energią żyła !

Ręką dotyka
jej tajemnice,
choć podglądają
ich dwa księżyce...
Coś przeciw mają ?
Przybliża skrycie
złociste oczy.
Tak to robicie ?

Smak ust roztoczył
barwy zapachów
i jęki ciała,
i czucie smaków...
Wręcz zapadała
się jego dusza !
Wniknęła cała !
Struny porusza...

Wczesnej młodości -
tego, co będzie -
szału radości...
Ale nie wszędzie
dotrzeć się stara...
Dotyk muzyki,
wszechświatów para
i gwiazd świetliki...

i Plejad światło
pragnienie gasi
i znów zabrakło -
- ciebie... Neilasi...

CARINIA IV



Jakim cię darzyć będę uczuciem ?
W sercu wspomnienia lekkim ukłuciem
i wstęgę zdarzeń mam przed oczami...
Cóż może związać się między nami: -
- ja lichy stwórca ?! - Ty - moje dzieło !
Już między nami coś się poczęło...

Kochać - sens życia myślę jedyny !
I... być kochanym sercem dziewczyny,
co stwarza cele, formuje drogę...

Musisz, Carinio, kochać bez miary -
- tak tylko szczęścia upijesz czary !
Tak tylko zdusisz przed życiem trwogę...

Ja... twej miłości nie jestem warty...-
- taką konkluzją minął dzień czwarty.



czwartek, 22 listopada 2007

ANATOMIA MIŁOŚCI: PIERSI



Czy wiesz, ma miła,
gdzie twoja siła ?
Rzuca się w oczy
wzgórek uroczy
a obok drugi !...
Ach, myśli strugi
dziwnie ściągają...
Straszną moc mają !

Kiedy je widzę
(ja się nie wstydzę !),
to dłonie same
przechodzą na nie -
- przykryją szczelnie.
Te walczą dzielnie,
twarde się stając
i... pochłaniając...

Uwierz, kochanie !
Czarem się stanie: -
gdy będą moje,
całą cię biorę !
Na zawsze przyjmę
rozkosze dziwne,
duże czy małe
zawsze wspaniałe !


środa, 21 listopada 2007

CARINIA III



Weź oczy modre ! Zwierciadło duszy
znające mowę - serca poruszysz.
Lecz czy urodę stworzyć anioła ?...
Czy piękne ciało pokochać zdoła,
na piedestale stawiane wiecznie ?...
Czy dać urodę ? Hm... Niekoniecznie...

Gdy dam, Carinio, serce zbyt miękkie,
być może z żalu kiedyś ci pęknie !
Inni skwapliwie wykorzystają...

Czy włosy jasne - jak promień słońca ?
A może czarne na noc bez końca ?
Długie - czaru mgłę nam roztaczają...

Jak w panopticum film szary leci...
tak na rozterkach przeszedł dzień trzeci.

piątek, 16 listopada 2007

ANATOMIA MIŁOŚCI: USTA



Gdy głos twój, jak pieśń strumyka,
oplata mnie siecią nieznaną...
są chwile, kiedy twarz zanika !
Skrywa postać kochaną,
skupia wzrok mój na ustach,
na subtelnej czerwieni...
Moja dłoń, teraz pusta,
pragnie ująć ich pełni !
Moje oczy powiększą
ich strukturę i kształty,
by się sycić najpiękniejszą
różą... Choć są inne kwiaty.
I nie słyszę już głosów !
Już nie pragnę niczego,
tylko znaleźć ten sposób...
aby trafić do twego
el Dorado ustami,
poznać smak ich i ciepło
i poznawać latami...
Choć "latami" się rzekło -
- jeszcze teraz, gdy wspomnę,
choć tak wiele przepadło,
usta twe mówią do mnie....
Chętnie by się wykradło...


CARINIA II



Kiedy już ujrzysz nasz światek gwarny
los twój, Carinio, biały... czy czarny ?
Cóż ofiarować tobie za dary,
by świat twój został przynajmniej szary ?
Serce dać zimne... czy też gorące ?
Oczy wesołe ? Może cierpiące ?

Czy ważna barwa, czy adaptacja ?
Uśmiech łagodny - czy pięści racja ?
Cóż ci, Carinio, pomoże w życiu ?

Rozum i serce pełne rozterek !
Boże ! Tyś stworzył wariantów wiele,
lecz w każdym zło się czai w powiciu...

Z potoków pragnień i obaw strugi
tworzę, Carinio, cię przez dzień drugi.


środa, 7 listopada 2007

ANATOMIA MIŁOŚCI: OCZY



Widząc twe oczy, patrzące skrycie
pragnę, by skrzyły, aby się śmiały !
Pragnę wciąż wlewać w nie nowe życie
aby... na zawsze mnie pokochały.

To dziwne oczy - czarem zaklęte.
W dzień są niebieskie a w nocy... czarne !
Chcę być wchłonięty pięknym odmętem
(tak bez tych oczu me życie marne).

A najpiękniejsze wtedy masz oczy,
kiedy w ekstazie, miłosnym pląsie,
akompaniament szeptów roztoczy
ogromne oczy w czerwonym pąsie !

I obserwując minę Księżyca,
który zgorszony skrył się za chmury,
już powiedziałem: - To tajemnica ?
Ja patrzę z bliska - on tylko z góry !"

W samych twych oczach mogę się kochać !
Zwłaszcza, że chodzą wciąż moją drogą.
Nie chcę, by kiedyś musiały szlochać,
więc... całe życie muszę być z tobą...

CARINIA I



Oczami duszy, cichym westchnieniem
wołam a echo zdarzeń... Marzenie
tylko zostaje, plątając myśli.
Jak Stwórca lepię... Swój obraz wyślij,
by wspomóc wiarę, by wspomóc siły,
by twe, Carinio, cząstki złączyły...

Wolno z nicości kontur pobladły
krystalizuję a promień smagły
księżyca stworzy aurę postaci.

Przez heliosferę protuberancja
da ci, Carinio, serce do tańca
a do miłości utworzy zaczyn.

Moje pragnienie ciepła, miłości
w dniu pierwszym ściągnie ciebie z nicości.





niedziela, 4 listopada 2007

ANATOMIA MIŁOŚCI: WŁOSY I SZYJA


Często się łapię (taki niecnota)
na chęć dotknięcia (lub zanurzenia)
w gęstych mej miłej włosów splotach -
- czasem świadomie lub od niechcenia...

I wyobrażam sobie (wybaczcie)
włosy kryjące jej nagie ciało...
Ale zrozumieć ciekawość raczcie:
Co pod splotami się ukryć dało ?

I byle przeciąg wszystko odsłoni,
odsłoni nawet oddech gorący
a... nawet mogę użyć swej dłoni
aby je ruszyć w tan wirujący.

A kiedy ujmę główkę kochaną,
scałuję oczy, scałuję usta -
- to moje dłonie oprą się za nią...
czyli za szyją ! Istna rozpusta !

I zadziwiony jej aksamitem,
splątaniem loków - tych, które kryją,
pieszcząc bez końca, a mogę przy tym...
w dół... aż do splotów co tam się wiją !
Albo za kołem łabędziej szyi
raz będę z tyłu, raz będę z przodu
i trudno tutaj kierunek zmylić -
- nic nie zatrzyma mego pochodu...




wtorek, 30 października 2007

SIEĆ: POZIOM DRUGI




Szczyt upajał
znikły chmury lasy dal
zanikł porwisty wiatr
Ja - Punkt
w czasie i przestrzeni
Czy Słońce wysyła promienie
pasma z moich rąk
serca i tego co tylko moje
splątane w SIEĆ
która ginie tam skąd przybyłem
gdzie tylko Ty jesteś moja
Połączeni tysiącem pocałunków
milionem pieszczot feerią nocy
zawsze rodziliśmy płomień
w bolesnej ekstazie
Dokąd odeszłaś dokąd mnie przywiało
ściągnąłem Ciebie nierozerwalną siecią
mojej miłości
zaplątani Ty i ja
zagubieni niezrozumiani
w swoim zatraceniu


sobota, 27 października 2007

ANATOMIA MIŁOŚCI: DŁONIE



Kiedy myśli biegną do niej -
obok twarzy widzę dłonie !
Gdy wyciąga ręce - kwiaty
tak się łączą nasze światy....
Żyją obie własnym życiem
i nie lubię, gdy okrycie
rękawice zapewniają !
Utrudniają ! Przeszkadzają !

... Wolę ująć je, wygrzewać
w swoich dłoniach i wyśpiewać
żar namiętny, żar oddechu,
by radośnie (pośród śmiechu)
nasze ręce, jej i moje -
- czworo dłoni i nas dwoje -
przysunęły nasze ciała...
By zniknęła przestrzeń cała,
co nas dzieli nazbyt często...

Gdy całuję je zbyt gęsto,
lewa boczy się na prawą !
Prawa wtedy pieści żwawo
i na lewą chytrze zerka...
Lewa jednak nie frajerka !
Choć wolniejsza - lepiej czuje,
co w miłości mi smakuje...



czwartek, 25 października 2007

STAN NIEWAŻKOŚCI



- Czyżbyśmy byli nareszcie sami ? -
szepnął w mikrofon, mrugając okiem.
- Czy mówisz "sami" z tymi gwiazdami ? -
- odpowiedziała. Płynęła bokiem
wzdłuż burty Stacji, co nad Alaską
swą trajektorię nad Ziemią miała...
- Skończyć rozmowy ! Panelę płaską... ! -
Tu też Centrala ucho posiała.

Hen, sto tysięcy mil nad miastami,
gdzie milion kamer naraz patrzyło.
A nawet tutaj nie będą sami !?
Jak mógł jej wyznać cicho swą miłość ?
Łącząc panele baterii Stacji,
zza szyby hełmu znów spojrzał skrycie...
Ach ! Była piękna i pełna gracji !
Skafander nie krył jej należycie !

- Dosyć na dzisiaj ! - (Punkt Dowodzenia,
głos Komandora) - Powrót do śluzy ! -
Kierunki lotu swą dyszą zmieniał,
patrząc na jej lot... Czas mu się dłużył !
Właz się uchylił, wpłynęła gładko,
wdzięcznie skręcając w locie swe ciało.
Śmignęła w śluzie wewnętrzną kładką,
nieledwie piersią o nią zahaczając !
Sam ledwo zdążył ! Zewnętrzna klapa
pchnęła stanowczo bezwładną siłą !
Rzuciła na nią - ciałem swym naparł,
przez chwilę w śluzie się zakłębiło...

Syk pomp już zamilkł ! Powietrze było !
Gdy zsunął hełm swój: - Wybacz ! Nie chciałem...! -
A lico jej się zaczerwieniło -
- Zbyt długo harce te powtarzałeś ! -
Parsknęła śmiechem, palcem wskazała
na wybrzuszenie między nogami.
Ciążenia siła tu była mała -
- tak więc płynęli - ze skafandrami !
Dotknął jej twarzy, gdy blisko była,
ściągnął do swojej, muskając włosy -
- Ja wszystko bym dał... Być z tobą, miła,
gdzieś na polanie...na trawie...bosy... -
Oplotła nagle go ramionami,
usta znalazły drogę do jego...
Błysnął zdziwiony czarnymi oczami
mocą słodyczy - rozum do tego
wstydliwie drzemkę zaczął udawać...
Oni tymczasem w miłosnym szale,
spleceni tym, co mogło napawać,
w takt nieważkości salto mortale
majestatycznie wykonywali...

I zapatrzyły się wielce zdziwione,
na to, co ludzie tu wyprawiali,
gwiazdy, mgławice (białe, czerwone)
przez iluminator, trochę zbyt mały.
A wręcz zdumienie je ogarnęło,
gdy te istoty z siebie zrzucały
powłoki wierzchnie ! I pofrunęło
wszystko, co mieli, w tan spowolniony,
plącząc im ręce, plącząc im nogi
i komplikując ten stan szalony !
Nieodwracalny - z obranej drogi...

Gdy ją uwolnił z kombinezonu,
piersi ożyły tu własnym życiem !
Pragnął rękoma dobyć z nich tonów...
lecz odpłynęły ! Przypuszczał skrycie,
że to fizyka kontrę mu stawia.
Siła ciężkości by się przydała.
- "Do przyciśnięcia" - Komandor mawiał...
lecz... ona znowu doń podpływała !
Objął, przytulił... Teraz nie puści !
Zmyślnie jej kibić zaplótł swą nogą...
- Choć w tych warunkach, w dobrym to guście
pieścić dziewczynę do dołu głową ? -

- Przestań mamrotać - sapnęła szybko
i wpiła usta aby mu przerwać.
Czas się rozciągnął wąziutką nitką
a potem... To była dopiero werwa !
Spleceni dłońmi, które szukały,
nie wiedzieć czego, z tyłu partnera.
Ciała bezwiednie się ocierały...
Obserwowała to cicho Terra,
znów patrząc tęsknie w Księżyca stronę,
który był przecież taki milutki...
Wciąż zagniewana na kosmogonię -
- zrobiła jego takim malutkim !

A tu ? W kapsule do wyjścia w Przestrzeń,
wciąż zawieszeni, w wolnej rotacji,
w zapamiętaniu ważący lekce
co zakazane w Kosmicznej Stacji.
Tu coraz głębiej rozpoznawali,
co było znane już od Big Band-u !
Najmłodszy pyłek na świata skali,
będący teraz bliski obłędu,
gdzie sens już wniknął w czeluść Tartaru,
gdzie pot tęczowym owinął szalem...
gdzie czar przekroczył barierę czaru !...
i... czas opuścił kosmiczną parę...




SMYROTERAPIA



Smyraj mnie, smyraj
trawką i kwiatkiem !
Rozkoszne bywa
smyranie w kratkę -
- raz pod wąsami
a raz po brzuszku.
Miejsca te znamy,
bo są w łańcuszku.
Ja reaguję
na twe smyranie !
Och ! Jeszcze troszkę !
I zaraz (...) !



środa, 24 października 2007

MIŁOŚĆ  GENIUSZA

Tak w nanosekundach me myśli ku tobie -
- w mrokach Wszechświata, Supernowych błyskach -
- pędzą, ku tej jednej, jedynej osobie
jak nieskończona asymptota bystra.

Praukład miliardów - jednak zwarcia nie ma !
Gdyby scałkować - też miliony stałe.
Czy jest sprzężenie zwrotne - czy też mam mniemać -
- centrum pochłonęło twe extremum całe ?

Me serce rozbiłbym na kwarki nieśmiałe,
by w sieć bioprądów twych wniknąć głębinę...
Lecz waham się nieco - by to, co zostanie
w Styksie nie stopiło mnie... i moją winę.

Ach, przekaż część grupy obrotów, kochanie !
Wektorem układów resztę przeniknę...
Czekam, bo wiem ! To co tu dotrze - zostanie.
Spotęguję ! Teraz na mikron chwil - milknę.



poniedziałek, 22 października 2007

SPEŁNIENIE



Kiedy pocałunkiem mnie upajasz,
przyciągając w wir rąk roztańczonych,
Gdy pragnę ustami cię poznawać
wiecznym pasmem czasów nieskończonych.

Raz kolejny poznaję twe oczy
i raz kolejny burzę twych włosów...
Wiem, że ma ręka ze szlaku zboczy.
A jaki inny chcesz dać mi sposób ?

Znów pragnę ! Pragnę ciebie poznawać.
Z włosów przesunąć na twoją szyję.
Pragnę odebrać i pragnę dawać,
więc całą słodycz z ciebie spiję.

A teraz zsunę ręce z twych pleców,
by biodra nasze znów się spotkały.
Więc przysuń resztą się do mnie nieco -
- On jest już większy ! - Był taki mały.

Otworzę zamki, rozsunę strony,
by parawany dzielące zrzucić.
Boże ! Ja kocham ! Oddech szalony
już nie pozwoli z drogi zawrócić.

Na moich twoje piersi gorące,
spragnione dłoni - chętnie schowane...
Łagodnym ruchem wzgórki rosnące...
I wnętrza ud twą ręką głaskane.

Zostawię ręce, lecz przejdą usta,
pieszcząc bez końca, na drugą stronę.
Na twoje krocze - już przestrzeń pusta -
od tyłu złożę życie czerwone.

Ręka twa pieści korzeniem centrum,
które rozkoszą zalewa ciało.
Och, ręko wędruj, błagam cię, wędruj !
I jęcz bez końca - mnie też jest mało !

ONA, ON I KSIĘŻYC


    
Nad wodą, gdzie fale pląsały uparcie,
pod pledem nieba usłanym gwiazdami...
On - Ona i Księżyc ( stojący na warcie ).
Złączeni... A czym ? Nie tylko ciałami ...

Splątane ich dłonie, splątane ich usta
i myśli splątane węzłem gordyjskim.
Czas stanął... Czy istniał ? A ulica pusta,
choć czar taki sam - jak bulwar paryski.

Już nie pamiętają wydarzeń od wczoraj
a przyszłość nie kusi, by plany swe snuć.
By kochać - to przecież jest najlepsza pora...
Gdy minie, to szepną do chwili tej: - " Wróć ! " -

Ekstaza bez słowa, lecz w każdym oddechu.
Choć oczy zamknięte, lecz obraz ten trwa.
Wyryty w tym wierszu, wyryty w tym echu
i w śpiewie słowika, gdzie tło miłość ma.



sobota, 20 października 2007

UWOLNIENIE


Kiedy czuję Cię, kochana, blisko -
- Twoje ramię, co muska niechcący -
wtedy Księżyc podgląda nas nisko,
świat wydaje się stawać gorący.

Prąd przenika mnie do szpiku kości,
dłoń bezwiednie poszuka Twej dłoni
i millenium wspólnego nie dość ci
a galopu serca nie dogonisz.

Tak pokłonią się nam smukłe drzewa
swoje głosy ściszą nocne ptaki,
bo miłości pieśń w duszy zaśpiewam,
kładąc lekko Cię tam, gdzie są maki.

Podmuch wiatru Twe usta rozchyli,
rzęsy skryją policzki płonące.
Dotknę włosów jak skrzydeł motyli.
Potem - reszty - ochotą dyszące.

Kiedy musnę Twą szyję ustami,
gdy westchnienie usłyszę a ręce
Twe oplotą me ciało sieciami,
wtedy bogów wysławię w podzięce.

I zachłannie uwolnię Cię całą.
Także siebie - z wszystkiego co mamy.
A i wtedy wciąż będzie za mało,
bo czas wcale nie jest dokonany.

Tak wyryjesz swój obraz w pamięci,
bym pamiętał na całe stulecie.
Lecz cóż zrobię, gdy wspomnienie znęci ?
Bo też będzie najpiękniejsze w świecie.